wtorek, 26 października 2010

Elektryczna wada bycia.

Czuję, jak wajcha między uszami zatacza na przemian koła i ósemki. Zgubiłam siebie gdzieś między zalanymi liściami uliczkami a zakrytym chmurnym światłem wejściem do sali od PO. Chodzę po ścianach, znoszę kwadratowo-trójkątne jaja, Ktoś Bardzo Ważny próbuje popełnić samobójstwo, a ja nie wiem czy mam tyle odwagi i rozumu by mu zabronić.

Dlaczego, och dlaczego nie mogę się zebrać, zamknąć na krzesło drzwi od lenistwa i napisać tej pieprzonej pracy na filozofię. Przecież obiecałam, że zdobędę pierwsze miejsce, i że Palacówka zaistnieje.
Pierdzielenie kotka w bambus.

Kiedy się tego zrobiło tak dużo, nie zezwalałam. Hej, czekaj, oddaj moje skupienie nad tą nieszczęsną ideologią! I powiedz swojemu kumplowi, żeby nie majstrował przy wajsze od mechaniczności, bo znowu zacznę się snuć. Ej, panowie, a wy dokąd! Ja jeszcze nie skończyłam! Holender jasny, sprężynki też zabrali... I dupa, nie obudzę się już. Zabrali ważności i zostawili kłębek dymu, jak zwykle.
I teraz muszę znowu odciąć sobie głowę i wywalić parę myśli, nodoczegotodoszło. Człowiek między własnymi uszami nie ma spokoju.

Miała być absencja od pixeli, ale jednak jestem uzależniona. Shithappens.
Ale czuję się lżejsza o starożytność.
I bogatsza o szesetną chęć strzału.
Whatever.

Ale i tak do końca października.

1 komentarz:

  1. Notkę musiałam przeczytać dwa razy (z serii: uroki posiadania zmulonego umysłu)żeby ją ogarnąć. Ale to na plus.
    Dzięki, bardzo się cieszę, że się podoba :) .
    Obiecuję nie porzucić! W sumie blogspot ma całkiem miły interfejs i możliwości w porównaniu z tumbl czy onetem, więc chyba ten pożyje dłużej.

    Gruszki w melancholii... Bardzo ciekawy tytuł, w sumie.

    OdpowiedzUsuń