niedziela, 3 października 2010

Niż emocjonalny.

Źle się dzieje w moim państwie, źle się dzieje. A raczej działo się źle i jest jeszcze gorzej.
Inaczej nie nazwę gorzkiego jak wody piekielne konfliktu, który to zaowocował trzema dniami prawie bezustannych spazmów, czterema dniami równego olewactwa, a który to teraz z bezczelnym spokojem spaceruje po chodniku zbudowanym z powszednich rozmów, mimo wszystko pozbawionych ziarna tego, co było, a czego de facto nie ma, ale przy tym tak powszednich, przyziemnych i prozaicznych, że aż boli.

Głęboko zakorzeniony Marazm jest bliski ocipienia z radości, a ja powoli czuję, jak psuje mi się krew. Powinny nastać zmiany na pewnej płaszczyźnie, ale owa płaszczyzna zamiast wymienić się miejscami z nową, po prostu przedłużyła swój termin ważności o kolejne smutne trzy lata. Mam tylko cichą nadzieję, że to ode mnie będzie zależeć, czy to będą kolejne lata Dramatu w Trzech Aktach, czy w czambuł nowe i marazmobójcze trzy lata.

A Nadzieja siedzi i zawija się w te sreberka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz